piątek, 4 lutego 2011

Przemijanie edycji, czy schyłek D&D

Ostatnio rozmawiałem z kolegą, spoglądając na półkę z grami bitewnymi. Piętrzyły się na niej pudełka i blistery do Warhammera Fantasy Battle. Znalazłem wśród nich jakieś dawne, metalowe perełki, pudełka do poprzedniej edycji oraz wersję podstawową do obecnej. Pełen przekrój przez lata.

Przemijanie edycji i wiążące się z nim fluktuacje w bazie fanów mają też zastosowanie do gier fabularnych, co wyraźnie widać na przykładzie dwóch najpopularniejszych marek: Warhammera  i Dungeons&Dragons. Obydwie gry są dosyć stare, w świadomości gracze zajmują ważne miejsce, a wieloletnia obecność na rynku zaowocowała kilkoma edycjami.

Pierwsze wydanie Warhammera ukazało się w zamierzchłych latach osiemdziesiątych, kiedy o grach fabularnych myślano w zupełnie inny sposób, niż dzisiaj. Wtedy systemy miały rozgrywać się w wyobraźni, nie na stole, niem miały oporów przed ograniczaniem graczy, wchodzeniu im w paradę, a nawet, o zgrozo, narzucaniu im konkretnych rozwiązań czy zakazywaniu czegoś. Pierwsza edycja Warhammera zdążyła obrosnąć legendą, bo żyła dwadzieścia lat, choć przez znaczną część tego okresu znajdowała się w stanie przetrwalnikowym, niekiedy tylko ożywianym przez próby reanimacji pod sztandarami coraz to nowych wydawców. A potem nadeszło nowe mileniu, rozpoczął się renesans RPG i ukazała się druga edycja. Pamiętam doskonale, ileż było wycia i płaczów, że oto piękny, dżdżysty, ponury, błotnisty Stary Świat jest brutalnie gwałcony i dostosowywany do cukierkowatego bitewniaka. Nie podobała się mechanika, zbyt podobna do d20, nowa wizja Bretonii i wiele, wiele innych rzeczy. Część zatwardziałych fanów postanowiła zignorować grę spod szyldu Black Industries i trzymała się starej wersji, pogardliwie spoglądając na nowalijki. Ale system okazał się na tyle dobry, że zrównoważył ten ubytek napływem nowych graczy, zbudował sobie markę, renomę i pozyskał wiernych wielbicieli. I oto przyszedł sądny rok 2009, kiedy Fantasy Flight Games wydało trzecią edycję systemu. Znów się podniosło larum: że to planszówka, że to nie RPG, że to jakiś przedziwny wymysł na wydojenie kasy z graczy i kto to widział, aby używać kart i żetonów w RPG. Na paradoks zakrawa, że jako "naszej", broniono drugiej edycji, która jeszcze niedawno była wraża, cukierkowa, nowa, zła. Utrata fanów była dosyć duża, ponieważ i zmiany były ogromne. Z czasem trzecia edycja Warhammera zdobyła sobie fanów (głównie na Zachodzie, u nas barierą jest cena i brak polskiej edycji), jednak jest ich już mniej, w porównaniu do "dwójki". Stąd wniosek, że każda nowa edycja nie zyskuje 100% fanów poprzedniej i ojej popularności świadczy, czy zdoła tę stratę zrekompensowawszy przyciągając nowych .

Ten sam proces można prześledzić na przykładzie Dungeons&Dragons. Dla mnie AD&D druga edycja było od zawsze, nieomal stanowiło jeden z filarów stabilnej rzeczywistości. W dwutysięcznym roku doszło do jej zachwiania, ukazała się trzecia edycja, szturmem zdobywając rynek RPG. W tamtym czasie wszystko konwertowano na d20: Zew Cthulhu, Travellera, Gwiezdne Wojny. Nawet Warhammera, którego mechanika nosi ślady zasad True20, opartego na d20. Ku zdziwieniu zarządu WotC edycja 3,5 nie odniosła już takiego sukcesu. Po raz pierwszy w historii, ludzie nie rzucili się kupować nowej edycji i wyrzucać starych podręczników, aby być na czasie. Nastąpił delikatny odpływ graczy. Nadejście czwartej edycji pokazało ten sam proces, ale w jeszcze większej skali. W środowisku fanów D&D nastąpił rozłam, jakiego wcześniej nie było: zwolennicy czwartej edycji i jej przeciwnicy nie są w stanie znaleźć wspólnego gruntu, ponieważ dla jednych zmiany poszły za daleko i są nie do zaakceptowania. W ich opinii gra za bardzo się zmieniła, przestała być RPG, a stałą się MMORPG bez prądu.

Koniec zeszłego roku przyniósł dwie ciekawe zagrywki ze strony wydawców: pod płaszczykiem różnych gładkich nazw przemycono nam bowiem remiksy tego, co już mamy. FFG wydało serię książek i vaultów, porządkującą i poprawiającą WFRP 3, okraszoną pewną ilością nowinek.Dyrektor linii Jay Little ile sił w płucach zapewniał, że to nie jest edycja 3,5, nie trzeba jej kupować, poprzednie zasady nie tracą ważności. Musiał tak zrobić, bowiem wydanie od nowa podstawki, w sześciu de facto częściach, rok po premierze oryginalnej wersji to... czystej wody skok na kasę. I nie dajcie się zwieść, że vaultów możecie używać samych, podręczniki są potrzebne (opisują bowiem zasady gry, których w małych pudełeczkach nie uświadczycie.

Identyczny manewr i tłumaczenia miały miejsce przy okazji D&D Essentials, czyli zakamuflowanej edycji 4,5. Żaden z podręczników nie jest wymagany do korzystania z następnych publikacji WotC, to linia alternatywna, nieobowiązkowa, tyle że aktualna i poprawiona względem tego, co mamy w głównej. Jak więc oprzeć się pokusie?

Dlaczego o tym piszę?

Bo mam wrażenie, że widzę ostatni skok na kasę. Zapowiedzi wydawnicze do D&D są bardziej, niż ubogie. Nawet Ravenloft Roleplaying Game jest tylko w planach, nic konkretnego nie wiadomo i jeśli Gamma World się nie sprzeda (obydwie gry mają być wydane w identycznej formule), to i reedycja Krainy Mgieł zostanie anulowane. Sądzę, że ktoś w WotC zrozumiał, że przeholowano z pazernością. Poza tym, boom  na RPG się skończył. Wygrały plansżówki i MMORPG. Nie dziwię się, jeśli niebawem usłyszymy o zamknięciu linii wydawniczej na głucho, zamiast o piątej edycji.

Jeśli chodzi o WFRP 3 sytuacja jest dwojaka:: gra się chyba sprzedaje, ale w zapowiedziach nie widać nic, poza Witch's Song, która już się ukazała. Być może dowiemy się czegoś nowego niebawem, a być może nie. Choć oceny pudełkowych dodatków są pozytywne, mam wrażenie, że ludzie są zmęczeni wysoką ceną oraz przytłoczeni ilością elementów.

W uszach pobrzmiewa mi cały czas boleśnie szczery raport Mongoose Publishing. Można twierdzić, że to mała firma i wydają gry drugiej kategorii. Ale to nieprawda: Conan to materiał pierwszoligowy, RuneQuest i Traveller to gry o ogromnych tradycjach i bazi fanów znacznie lojalniejszej, niż D&D czy WFRP. A jednak przeżyć na rynku jest trudno i potrzeba wiele wysiłku.

Czy jesteśmy świadkami schyłku wielkich marek RPG? Czy przyjdzie nam obserwować, jak odchodzą do lamusa? Jest to całkiem prawdopodobne, dlatego dbajcie o książki i grajcie. Ostatecznie, potrzebne są tylko jakieś zasady, a te światy istnieją a w naszych głowach i pomysłach.

5 komentarzy:

  1. Było kryzysie i nadchodzącym upadku (rzekomym) WotC dyskutowano już na forum Dragonsfoot. Zob. http://www.dragonsfoot.org/forums/viewtopic.php?f=11&t=47325

    Coś mi mówi, że jeśli Hasbro nie zamknie linii D&D, to 5 edycja będzie grą planszową. Btw., według niektórych prognoz Pathfinder ma więcej fanów niż obecna pseudoedycja Dedeków.

    RPG wydaje się coraz bardziej schodzić do niszy. Może odbije się od niej za następne 10 lat? Kto wie? Jeśli jednak pierwszoligowe erpegi, WFRP czy D&D mając wyglądać tak jak teraz, to ja wolę swoją old-schoolową niszę...

    Jeśli mnie wzrok nie mami, to widzę na spodzie sterty książek (zdjęcie) podręczniki do AD&D 1st ed. (te pomarańczowe). Is it Yours? :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Pierwsza rzecz która mnie poraziła to fotka. Czyja to półka??
    Co do samego wpisu można długo gadać o schyłku RPG. Schyłek nastąpił i nic tego nie zmieni. To jest stan faktyczny na dziś dzień. Jasna sprawa, że RPG to już jest wnęka w niszy. Boom lat 70/80tych juz powroci nie ma co sie łudzić. Gry fabularne zostały skutecznie ukatrupione przez wszelkiego rodzaju "zabawy na prąd".

    Przewiduje wróżąc z fusów i FaceBooka, że za 10-15 lat hasło RPG będzię już tylko pustym sloganem i metką na grach komputerowych określającą pewien rodzaj gry polegajacej na tym iż postać podczas rozgrywki bedzie sie jakoś tam rozwijac. Zresztą praktycznie już teraz tak jest. Mało który nastolatek kojarzy RPG inaczej niz gre na kompa/konsole...

    Zakładam, że w tym czasie obecni 16-20 latkowie, w moim odczuciu to ostania fala nowych graczy RPG, dorobi się potomstwa. Jest nikła szansa na to, że dadzą radę zaszczepić hobby kolejnym pokoleniom.

    Mysle ze na kolejny boom trzeba bedzie czekac lat 30 kiedy to MY bedziemy uczyć grać nasze wnuki...

    Powstaje pytanie czy wydawcy dotrwają by coś dla nich wyprodukować?

    OdpowiedzUsuń
  3. Zdaje się, że w USA drugi boomik z pierwszych lat obecnego milenium był dziełem powracających do RPG ludzi wieku średniego. Kolejny nastąpi jak to samo pokolenie przejdzie na emeryturę.

    Z drugiej strony w latach dziewięćdziesiątych wieszczono upadek gier planszowych. Nastała jednak epoka eurogier, renesans planszówek dotarł kilka lat temu do Polski i ma się dobrze.

    Co do uczenia RPG nowego pokolenia, to mój sześciolatek wsiąkł już w planszówki. Gra zarówno w Talisman jak i mózgożerne gry ekonomiczne czy gry logiczne lub tradycyjne (np. warcaby, szachy). Za kilka lat przyjdzie pora na RPG. OD&D i Oko Yrrhedesa już czekają... :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Szczerze to mało mnie boli upadek wielkich linii wydawniczych. ;) Od RPG jest wyobraźnia i jedyne, czego oczekuję, to łatwego dostępu do podręcznika. Do dziś gram w Wiedźmina i mimo upływu niemal 10 lat od wydania tej gry udało mi się znaleźć do niej dodatek w księgarni. Jeżeli społeczność graczy nie zaginie, to nie będę płakał za wielkimi wydawcami. Podręczniki do WFRP czy D&D i tak będzie można gdzieś dostać, fani chętnie do zagrania się znajdą (sam mam dwie stałe ekipy, w sumie 10 zapalonych graczy). A RPG nie jest bardziej niszowe niż było 15 lat temu. Mam wrażenie, że nic się nie zmienia. I... co z tego? Nie przeszkadza to w uprawianiu hobby. :)

    OdpowiedzUsuń
  5. To też może, (choć nie musi) świadczyć o sztormie RPG ttp://yfrog.com/h38xfp

    OdpowiedzUsuń