środa, 6 sierpnia 2014

Niespodziewany powrót elfów

Kilka miesięcy temu udało się wreszcie zebrać z ekipą, z którą nie mogłem się spotkać od dwóch lat. To szmat czasu, zmieniło się wiele: ktoś zawarł małżeństwo, pojawiła się na świecie dwójka dzieci. Tak, gdzieś w głębi duszy powątpiewałem, że jeszcze uda nam się zagrać, a tymczasem stało się inaczej. Wbrew wszystkiemu zdołaliśmy się spotkać i umówić na granie, wznawiając kampanię, w którą ostatni raz graliśmy w czerwcu 2012 roku. I tak, w chwili gdy na rynek wkraczała piąta edycja D&D, ja wykonałem zwrot i wróciłem do mojej ukochanej edycji, drugiego wydania AD&D. O kilku problemach z którymi się borykałem i sposobach na nie, kilka słów w poniższej notce. Raporty z trzech sesji, jakie rozegraliśmy do tej pory, pojawią się wkrótce...

Pierwszym problemem było zebranie czworga graczy w jednym miejscu i o jednej porze. Teoretycznie nie mieszkamy daleko od siebie, ale zgranie kalendarza bywa potwornie trudne. Na dodatek, nie sprzyjał termin: wakacje to okres, kiedy ludzie wyjeżdżają w plener, angażują się w różne aktywności na dworze, a siedzenie w domu i granie nie jest wysoko na liście atrakcji. Zimą czy jesienią, będzie łatwiej, pogoda skutecznie odstraszy od latania po lesie z piankowym mieczykiem. Niemniej, udało się nam spotkać już cztery razy (3 sesje i pogadanka organizacyjna) i staramy się utrzymać tempo minimum raz w miesiącu, jak da radę, to i częściej.

Sprawa druga, która jest po części przyczyną tej notki, to jak wznowić kampanię, która w stan zawieszenia weszła dwa lata wcześniej? Nie wyobrażałem sobie, że usiądziemy dookoła stołu i spytam: "Co się działo na ostatniej sesji?" Coś takiego można zrobić po miesiąc, dwóch, góra trzech przerwy. Wydarzenia się zacierają, szczegóły umykają, pewne rzeczy są zapamiętywane inaczej. Zabawne było to, jak my inaczej wspominaliśmy zakończenie poprzedniej przygody, jak różnie wyglądało w naszych oczach. Taki rozbrat z postacią i drużyną tworzy coś w rodzaju grubej kreski w głowie. Nawet, gdyby kampania miała pełną ciągłość, to w moje głowie, i graczy zapewne też, byłby wyraźny podział na to co było kiedyś i teraz.

Postanowiłem, że należy coś z tym zrobić, jakoś tę przerwę zagospodarować. Jako że lubię działać efektywnie, wymyśliłem sobie, że upiekę dwie pieczenie przy jednym ogniu i splotę to z nowym światem, w który mieli się odnaleźć bohaterowie. Na ostatniej sesji wkroczyli do Zielonego Cienia: dzikiego, pierwotnego i bardziej baśniowego odbicia realnego świata. Umyśliłem sobie, że te "problemy" przekują na korzyści.

Jednym z moich problemów związanych z RPG jest to, że choć zajmuję się gównie (A)D&D i Travellerem, to często "nosi mnie na boki. A to zainteresują mnie arabskie klimaty, zaraz później zastanawiam się nad arturiańskim, potem postanawiam zgłębić mitologie afrykańską czy hinduską, tematy nieznacznie tknięte w naszym hobby. Od Sasa do Lasa. Tu również postanowiłem wziąć byka za rogi i wziąć przykład z George'a R. R. Martina. Powiedzmy sobie jasno, nie jestem fanem "Pieśni Lodu i Ognia". Obejrzałem czwarty sezon serialu, większą część pierwszego i the best of na YouTube. Co mnie urzekło, to rozmach geograficzny sagi i postanowiłem, że pójdę tym tropem. Stworzyłem więc sobie świat, w który bez kłopotu jestem w stanie "wtrynić" większość "klimatów", jaki mogą mnie najść.

Uwielbiam rysować mapy, wiec zacząłem sobie taką szkicować. Jednocześnie spisałem króciutki przewodnik i ogólny zarys historyczny. Gdzieś na północy mamy zimną i ponurą Nordlandię z lodowcami i mrocznymi lasami, dalej na południe Albion, Erie i Logres, znalazło się miejsce dla elfich wysp, kilku nieopisanych łańcuchów wysp, które może kiedyś dopracuję. Na Wybrzeżu Słońca rozlokowały się arabskie miasta-państwa, graniczy z nimi Lśniąca Pustynia, a za nią podobno rozciągają się sawanny i dalej duszne dżungle u stóp niebotycznych gór. Innymi słowy, luźno zarysowałem sobie tło, w którym będe mógł umieszczać takie elementy, na jakie najdzie mnie ochota.

Co do drużyny... Tutaj problem był innej natury: jak włączyć do gry dwuletnią przerwę, a jednocześnie kontynuować kampanię? Wymyśliłem pewne rozwiązanie. Każdy z graczy dostał nakładkę na postać. Wcielenie, które funkcjonuje na Wybrzeżu Słońca, jednocześnie nosząc w sobie ogólne i niewyraźne wspomnienie przeszłych "ja", w tym elfa z doliny Nentir. Gracze i bohaterowie wiedzą, że kryje się za tym jakaś większa całość, którą będą musieli odkryć, zanim powrócą do Falconesti. W miarę odkrywania wcieleń, będą się przybliżać do prawdziwego "ja", jednocześnie korzystając z mocy i zdolności pozostałych fragmentów.

Tyle założeń, o tym, jak przełożyły się na praktykę, we wpisie relacjonującym pierwszą, pełnoprawną sesję odnowionej kampanii!

1 komentarz:

  1. Golarion, świat Pathfindera, jest zbudowany dokładnie w ten sposób - zestawienie w jednym settingu wszystkich popularnych (bardziej lub mniej) klimatów fantasy. Jest i mroźna Północ z barbarzyńcami i miasta z 1001 nocy na Południu, a po drodze i gotycki horror, i państwo rządzone przez diabolistów, gdzie można bawić się w ruch oporu - i wiele innych.
    To jest zresztą coś, co mnie najbardziej w tym świecie pociąga. :)

    OdpowiedzUsuń